STOP RADYKAŁOM!

Radykalne środowiska próbujące występować w imieniu polskich katolików, realizują kolejny odcinek tego samego scenariusza. Chodzi o lansowanie projektów ustaw bardzo słabych merytorycznie od strony prawnej, ale zawierających zapisy, które gwarantują mocną reakcję lewicy i permanentną awanturę polityczną i medialną. Chodzi oczywiście o projekt "Stop pedofilii".
Szczegółowe analizy braków prawnych tego przedłożenia zostały już opublikowane. Pozostańmy więc na zastrzeżeniu najbardziej generalnym - prawo karne to nie jest optymalny sposób rozwiązywania wszelkich nieprawidłowości.
Co jednak ważniejsze. Metoda maksymalnego radykalizowania każdego sporu moralnego, najlepiej aż po demonstrowanie wiernych z biskupami na ulicach, była ćwiczona w kolejnych krajach Europy Zachodniej. Każdorazowo kończyło się tak samo. W pewnym momencie następuje tąpnięcie polityczne, po którym lewica realizuje wszystkie swoje postulaty. Wzorcowy przykład to Hiszpania po upadku rządów Aznara. Czy w Polsce nie będzie dokładnie tak samo, gdy PiS-owi zabraknie sił? Ta perspektywa już przecież rysuje się na horyzoncie.
Mechanizm działa w ten sposób z kilku powodów. Jeden jest taki, że jeśli katolicy na czele z biskupami sami przedstawiają się jako radykalna mniejszość, to w końcu nią zostają. Większość ludzi bowiem niechętnie przyłącza się do obozu posługującego się maksymalnie zradykalizowanymi hasłami. Na dodatek te hasła wcale przecież nie realizują nauczania Kościoła. Celem Kościoła nie jest zwalczanie homoseksualistów, czy kogokolwiek, tylko głoszenie swej pozytywnej prawdy religijnej i moralnej. Jeśli natychmiast nie zmienimy metod działania, nasi biskupi nie przestaną legitymować działań oszalałych radykałów zmierzających tylko do maksymalizacji konfliktu, skończymy jak inne kraje Europy Zachodniej, gdzie realizowano tę sama strategię.

Tomasz Krzyżak wyraził obawę, iż pewne uderzające w zbyt emocjonalny ton wystąpień hierarchów może być wykorzystywane dla rozgrywki politycznej - co jest szkodliwe z punktu widzenia celów, jakie biskupi prawdopodobnie chcieli osiągać. Być może najlepszym potwierdzeniem obaw redaktora Rzeczpospolitej był frontalny atak jaki skierowano przeciwko niemu w jednym z mieniących się na prawicowe mediów. Spór ten jest bardzo charakterystyczny dla istoty tego, co dzieje się w Polsce.
Dla rozstrzygnięcia tego sporu należałoby wziąć pod uwagę następujący aspekt. Politycy m.in. partii rządzącej bardzo chętnie wypowiadają się nawet w najbardziej radykalnej formie w sprawach takich jak sprzeciw wobec tzw. parad równości, prawnej regulacji związków homoseksualnych, czy wcześniej takich zagadnień moralnych jak ochrona życia. Problem jednak w tym, że za emocjonalnymi, propagandowymi wystąpieniami nie idą realne działania. W tym samym czasie bowiem sądy wydają orzeczenia zmierzające wprost do tego, by dopuścić homozwiązki i homoadopcję w polskim prawie. Nie mówiąc już o tym, co od początku kadencji działo się w sprawie ochrony życia. Sprawa ta ostatecznie została wiele miesięcy temu zepchnięta do niby specjalnej komisji, która jednak nigdy jakoś nie podjęła realnych prac.
Wszystko to należy uznać za niepokojące biorąc pod uwagę drogę, jaką wcześniej przemierzyły kraje Zachodu. Tam również na pewnym etapie biskupi (we Francji, Włoszech czy Hiszpanii) decydowali się na organizowanie bardzo emocjonalnych ulicznych wystąpień. Bardzo szybko później następowało to, przeciw czemu protestowano - przede wszystkim akceptacja przez prawo homozwiązków zrównywanych z normalnymi małżeństwami. Trzeba jednak zauważyć, iż działo się to w sytuacji, gdy rzeczywiście większość opinii publicznej odwracała się już od uznawania zasad moralnych, które w cywilizacji europejskiej wyrosły z chrześcijaństwa. Tymczasem w Polsce, jak nawet pokazują niedawne sondaże, wciąż większość wypowiada się przeciw np. zrównania małżeństw i związków homoseksualnych, nie mówiąc już o homoadopcji. Skoro tak, potrzebne jest nie tyle wzmożenie emocjonalne, co doprowadzenie, by zasady moralne znalazły właściwe umocnienie w prawie. Podejmowanie działań, jakby katolicy byli już mniejszością w Polsce, może być w takiej sytuacji korzystne z punktu widzenia partyjnego, jest natomiast wręcz kontrskuteczne z punktu widzenia troski o respektowanie zasad moralności.
Charakterystyczne, iż w ostatnich dniach prezes partii rządzącej na zadane mu w tej sprawie pytanie odpowiedział, iż nie ma możliwości przyjmowania rozwiązań ustawowych, gdyż będą one kwestionowane przez Unię Europejską. Przypomnijmy, iż św. Jan Paweł II sugerował Polakom przystąpienie do Unii właśnie po to, by być strażnikiem dziedzictwa chrześcijańskiej tradycji. Naszym zdaniem w obecnych realiach powinno to oznaczać śmiałe działania na rzecz uzyskania uznania prawa Polski do pozostania przy swej tradycji, jasnego stanowiska, iż nasza obecność w Unii nie oznacza konieczności akceptacji prawnego zrównania małżeństwa z innymi rodzajami związków, czy homoadopcji. W dalszej kolejności mogłoby nastąpić przekonywanie społeczeństw Europejskich do tego, iż w tych sprawach poszli w złym kierunku.
Jak się wydaje, podjęciu takich działań nic nie stoi na przeszkodzie. Obecna partia rządząca posiada jedną z największych w Unii reprezentację w Parlamencie Europejskim. Niemal równie liczna jest polska delegacja w największym ugrupowaniu Parlamentu Europejskiego - Europejskiej Partii Ludowej, odwołującej się przecież do chrześcijańskich korzeni Europy.
Uważamy, iż kwestie moralne nie powinny być pretekstem dla toczenia emocjonalnych wojen, budowania partyjnej propagandy. Wręcz przeciwnie, należy podjąć realne działania. Polscy posłowie do Parlamentu Europejskiego powinni uzyskać na forach tej instytucji zapewnienie, iż Polska nie będzie poddawana naciskom w sprawie wprowadzenia homomałżeństw i homoadopcji, a przynajmniej zapewnienie powinno zostać uzyskane w ramach EPP. W prawie krajowym należy natychmiast uchwalić ustawę niwelującą orzecznictwo sądów oznaczające akceptację w polskim prawie homozwiązków i homoadopcji, oraz uniemożliwiającą takie ekscesy orzecznicze na przyszłość. Należy także w trybie pilnym przyjąć ustawę dającą społecznościom lokalnym realną możliwość obrony swej przestrzeni publicznej przed szerzeniem treści, uważanych przez gospodarzy za propagowanie niemoralności.

Przed tzw. paradą równości w Rzeszowie ostrzegaliśmy, iż organizowanie kontrmanifestacji celem fizycznej konfrontacji, jest najgorszym rozwiązaniem. To, co nie nastąpiło w Rzeszowie, wydarzyło się w Białymstoku. Dziś już świetnie widać, jak bardzo rozwiązania takie nie służą sprawie ochrony moralności w naszym kraju.
Jest już również zupełnie jasne, komu tak naprawdę mogło na tym zależeć. Obecnie Polska poddawana jest międzynarodowej krytyce. Rządząca w tej chwili ekipa zapewne zacznie się przed tymi naciskami cofać. Tak, jak było to przez całą kadencję w sprawie ochrony życia, czy przez ostatnie miesiące ws. tzw. transkrypcji, czyli wprowadzeniu do polskiego prawa homozwiązków i homoadopcji za pośrednictwem orzecznictwa Naczelnego Sądu Administracyjnego. Dziś już nie trzeba być nawet bardzo błyskotliwym, by co najmniej podejrzewać, komu i po co było potrzebne takie zajście, jak w stolicy Podlasia.
Pozostaje apelować, jak czynimy od wielu tygodni, o rozwiązania ustawowe. Mieszkańcy miast mają prawo bronić się przed propagowaniem w ich przestrzeni publicznej treści, które uważają za niemoralne, godzące w fundament cywilizacji. Powinni móc to robić za pośrednictwem wybranych przez siebie reprezentantów, radnych, którzy w drodze uchwały powinni mieć możliwość wetowania takich niepożądanych imprez. Nie może być tak, że każdy może wkroczyć w przestrzeń publicznych mieszkańców, i epatować gospodarzy przekazem, który uważają oni za obraźliwy i niemoralny. Takie rozwiązanie da się skonstruować w sposób zgodny ze standardami prawnymi, orzecznictwem międzynarodowych trybunałów. To, iż obecnie rządzący nie podjęli takich działań mimo apeli, samo w sobie daje do myślenia.
Po drugie, białostockie zajścia w kłopotliwej sytuacji postawiły Kościół, zwłaszcza hierarchię. Trudno uciec od refleksji, iż to również mogło być celem. Kościół nie może przecież pochwalać ulicznych burd, ale katolicy nie mogą też przecież nie protestować przeciw dążeniom zlikwidowania moralnego fundamentu społeczeństwa. Trzeba to czynić jednak środkami etycznie godziwymi, do jakich z pewnością nie należą bójki. To dlatego tak bardzo pożądane przez niektórych może być, by biskupi tłumaczyli się z tego, że nie mają nic wspólnego zadymiarzami, zamiast stać na straży nauczania Kościoła.
Za tym, by doprowadzić do zajść takich, jak w Białymstoku, stała niewątpliwie skomplikowana sieć interesów partyjnych i światopoglądowych. Aby po raz kolejny nie dopuścić do takich rozgrywek, niezbędne jest żądanie rozwiązań realnych i legalnych, o co po raz kolejny apelujemy.

Ryszard Skotniczny
Europa Tradycja

Kazimierz Jaworski
Stop Laicyzacji

Ataki na Kościół, katolików i Dekalog - apel


Poniższy apel powstał w efekcie obserwacji tego, co w minionych miesiącach działo się w Polsce i przewidywania tego, co zapewne jeszcze nastąpi. To nasz region, Podkarpacie, uchodzi za najbardziej katolicki w kraju i dlatego uważamy, iż mamy obowiązek zabrać głos. Apel ma charakter otwarty, liczymy na jego poparcie przez organizacje wprost katolickie i wszystkie, które utożsamiają się z katolickim nauczaniem moralnym.

 

Bracia i Siostry w Wierze!

Na naszych oczach dzieje się historia. Ważniejsza nawet niż ta, którą tworzyli najwięksi cesarze, królowie, prezydenci i premierzy. Tu i teraz toczą się bowiem zmagania o obecność Kościoła w świecie.

W ostatnich miesiącach byliśmy świadkami radykalnych ataków na Kościół. Celem było narzucenie nam, katolikom, poglądu, że nasi biskupi to niegodziwcy, ludzie zdemoralizowani, którzy tworzą i chronią system pedofilii.

Wiadomo, iż w pasterzy uderza się, by rozproszyły się owce. Nie chodzi o to, by twierdzić, iż nie zdarzały się przypadki poważnych nadużyć moralnych w postaci pedofilii. Nawet nie o to, by twierdzić, iż nasi biskupi zawsze stawali na wysokości zadania. Jednak wroga propaganda chciała nam katolikom wmówić, że chodzi o „system”, działania celowe, o to, że nasi biskupi i kapłani działali w złej wierze.

Media publikowały specjalne raporty, czarne księgi. Nawet z wewnątrz Kościoła padały podobne głosy. „Istniał system, który chronił przestępców” pisał znany publicysta. Dbający o medialny rozgłos zakonnik twierdził, że biskupi powinni podać się do dymisji, hierarchów powinni wybierać wierni, a skala nadużyć w polskim Kościele jest taka, że powinien zostać wzięty pod nadzór państwowej komisji.

Później okazało się, że za taką działalnością stoją osoby o co najmniej wątpliwej reputacji. Choć niewątpliwie, ich działalność zdołała wielu, także katolikom, namieszać w głowach. Również dlatego, że udało im się nadużyć autorytetu Ojca Świętego.

Jednak merytoryczna, pozbawiona emocji analiza zarzutów prowadziła do wniosku, iż są one pozbawione podstaw. Nie ma sensownych dowodów by twierdzić, iż któryś z polskich biskupów celowo, z premedytacją i systemowo działał, by chronić niemoralność. Wówczas ogłosiliśmy stanowisko dotyczące biskupa Diecezji Rzeszowskiej dowodząc, że wszelkie zarzuty wobec niego są bezzasadne. Obrażają nie tylko biskupa osobiście, ale wszystkich katolików.

Obecnie pragniemy zaapelować do wszystkich katolików, by nie poddawali się tej propagandzie. Początkowo mogła ona robić wrażenie, gdyż można było powiedzieć - może rzeczywiście ktoś ma dowody na niegodziwe postępowanie naszych biskupów? Ale nic takiego nie nastąpiło, żadnych przekonujących dowodów nikt nie pokazał, więc należy uznać, że po prostu ich nie ma. Dlatego dziś powinniśmy wiedzieć, iż w pierwszym rzędzie chodziło o atak na Kościół.

Łatwo też odgadnąć, z czego wynikała ta ofensywa. Dziś na Odrze przebiega granica. Na zachód od niej znajdują się stare stolice Europy, które porzuciły tradycyjną moralność będącą fundamentem naszej cywilizacji. Prawem obowiązującym w tych krajach stało się zrównanie homozwiązków z normalnymi małżeństwami czy homoadopcja. Faktycznym celem obecnej ofensywy  jest narzucenie teraz tego nam i dlatego wszelkimi sposobami próbuje się osłabić Kościół, który póki jest silny, będzie fundamentem prawdziwej moralności. Ostatecznym celem jest zniszczenie cywilizacji zbudowanej na rodzinie i małżeństwie rozumianym jako trwały związek kobiety i mężczyzny.

Oprócz apelu do katolików, by nie dali się manipulować, pragniemy zwrócić się z prośbą również do naszych kapłanów. Ostatnie wydarzenia były dla was niewątpliwie ciężką próbą. Zapewne wszyscy spotkaliście się z obrzydliwymi insynuacjami zwłaszcza, jeśli pokazaliście się w miejscu publicznym w stroju duchownym. Może to rodzić zwątpienie, wręcz pokusę porzucenia stanu kapłańskiego i niestety obserwujemy takie przypadki. Prosimy, byście tego nie czynili. Jesteśmy przekonani, iż są to głosy wrzaskliwej, ale jednak mniejszości. Jesteście niezbędni. Bez was gmach Kościoła nie przetrwa obecnych ataków, które przecież jeszcze się nie skończyły. Do wszystkich katolików apelujemy, aby naszych księży otoczyli nie tylko modlitwą, ale także najbardziej dosłowną opieką.

Ryszard Skotniczy  - Prezes Stowarzyszenia „Europa Tradycja”

Kazimierz Jaworski – Ruch Katolików Świeckich „Stop Laicyzacji”

Tomasz Kloc – Rycerz Kolumba

Rozproszenie owiec wymaga uderzenia w pasterza. Dobrze wiedzą o tym ci, którzy taki użytek postanowili zrobić z przypadków nadużyć seksualnych wśród księży. Aż za dobrze widoczne jest, iż często takie przypadki nagłaśniane są w sposób instrumentalny, nie dla ich zwalczania, ale by pod tym pretekstem atakować Kościół jako taki.

Na szczęście Polacy nie dali się na to nabrać. W naszym kraju często jest tak, że propaganda zbyt nachalna, wywiera skutek odwrotny. Wersja, że katolicy to złowroga sekta, która pod przywództwem biskupów systemowo organizuje proceder pedofilski, a potem kryje sprawców, okazała się niewiarygodna. Chociaż autorzy tej kampanii odnosili początkowo spore sukcesy. Udało się np. doprowadzić (ciekawe komu?) do tego, iż papież całował po rękach człowieka, jak się później okazało, o wątpliwej reputacji.

Może dlatego sięgnięto po kaliber cięższy. Nieskuteczne okazały się ataki z zewnątrz Kościoła, teraz te same twierdzenia zaczynają podnosić osoby kreujące się na głos samych katolików. Tomasz Terlikowski napisał właśnie:

"istotą zarzutu wobec Kościoła nie jest to, że zdarzali się księża łamiący szóste przykazanie (bo to, że człowiek w tej dziedzinie upada, jest dla chrześcijan oczywiste), ale to, że istniał system, który chronił przestępców, przenoszono ich z parafii na parafię, że skupiano się na dobru sprawców (bo byli księżmi), a nie na dobru ofiar, że tuszowano skandale, że ich nie wyjaśniano, że tolerowano działanie przestępców".

Kluczem jest tu oczywiście sformułowanie „istniał system”. Tekst Terlikowskiego nosi tytuł „Błędna diagnoza abp. Gądeckiego”, nie kryje więc nawet, że adresatem jego zarzutów jest przewodniczący polskiego Episkopatu. Jest to więc ta sama opowieść o biskupach, którzy działając celowo i z premedytacją popierali i kryli niemoralność.

Kilka dni temu Gazeta Wyborcza opublikowała „raport” mający dowodzić tego procederu w stosunku do poszczególnych biskupów. Zarzuty w stosunku do jednego z hierarchów naszego regionu wydawały nam się wyjątkowo niewiarygodne i naciągane. Zrobiliśmy więc rzecz najprostszą z możliwych. Poszliśmy do kurii i zapytaliśmy o szczegóły tego, o czym napisała gazeta. Okazało się, iż nie ma niczego tajemniczego, a już z pewnością nie chodzi o jakiś system czy spisek. Natomiast dziennikarze gazety nie zadali sobie takiego trudu jak my, przed publikacją. Pewnie podejrzewali, że nie mieliby o czym pisać.

Wszystko to opisaliśmy z konkluzją, iż Gazeta Wyborcza powinna przeprosić katolików i Biskupa Rzeszowskiego. Skoro jednak tak postąpiliśmy wówczas, analogicznie należy potraktować Terlikowskiego. Jeśli ma dowody na systemowe nadużycia, powinien je natychmiast ujawnić. Bo oczywiście należy zwalczać nadużycia seksualne, a tym bardziej sytuacje, gdyby któryś z biskupów, albo wręcz cały Episkopat, celowo skonstruowali system ich krycia. Jeśli jednak takich dowodów nie ma, a wypisuje tylko dla medialnego poklasku, powinien przeprosić wszystkich katolików, biskupów na czele z abpem Gądeckim.

Póki co, prawda na ten temat wydaje się dość banalna. Zdarzały się, wcale chyba nie tak liczne, przypadki nadużyć seksualnych wśród księży. Biskupi radzili sobie z tym lepiej lub gorzej. Zapewne popełniano błędy, co jest niestety cechą każdej ludzkiej działalności. Natomiast zarzuty o działalność intencjonalną, dla systemowego krycia zła, są propagandową manipulacją mającą na celu sianie nienawiści przeciw katolikom i Kościołowi. Jeśli Terlikowski ma dowody na tezę przeciwną, niech je natychmiast przedstawi. Jeśli nie, niech natychmiast przeprosi.

 

Ryszard Skotniczny

Europa Tradycja


Europa Tradycja

Stowarzyszenie Europa Tradycja

mail: stowarzyszenie@europatradycja.pl      

Numer KRS: 0000763858

Konto bankowe nr: 66109025900000000149616847  

2024, EuropaTradycja.pl